FB pinterest email

28 października 2013

Chrzest Tomka za nami :)

Dnia 26. 10. 2013 r. do grona Aniołków Ziemskich dołączył nasz Tomasz!
Aureola świeci mu się, że aż po oczach razi.
Na szczęście cała impreza się udała. Nie było żadnych nieprzewidzianych wpadek. Jedynie ksiądz mógłby sobie darować kazanie na tak późnej mszy.

"Dzisiaj maluszku zostałeś ochrzczony,
Panu Bogu w Ofierze Miłości złożony.
Niech Twoje serduszko zabije w radości,
Bo od tej chwili Pan Jezus w nim gości."



23 października 2013

Pierwszy konkurs u tomi & tobi!

Człowiek uczy się życia od urodzenia. Wczesne dzieciństwo to najpiękniejszy okres, bo szkołę, nauczycieli i podręczniki zastępuje codzienna zabawa, radośc i wyobraźnia.


Wielkimi krokami zbliża się pół roku istnienia bloga! Z racji tej, przygotowałam dla Was konkursik!!!

INFORMACJE O KONKURSIE:

1. Konkurs trwa od 23.10-31.10.

2. Organizatorem konkursu jest autorka bloga http://tomi-tobi.blogspot.com

3. Zastrzegam sobie prawo do przedłużenia konkursu maksymalnie o 1 dzień, o czym niezwłocznie poinformuję uczestników na fanpage'u tomi&tobi na facebooku.

4. Wygrana zostanie przesłana do zwycięzcy na wskazany przez niego adres do siedmiu dni roboczych.

5. Zwycięzcę wybierzemy MY.

6. Nagrodą w konkursie jest KUPON RABATOWY O WARTOŚCI 15zł NA ZAKUP "BONGOSÓW DO KĄPIELI" MARKI FISHER PRICE

7. Kupon jest ważny do 31.01.2014

8. Lista sklepów objętych promocją dostępna pod adresem: www.wspolneodkrywanie.pl

ZASADY UDZIAŁU W KONKURSIE:

1. Należy polubic nas na facebooku



2. Należy polubic markę Fisher Price na facebooku



3. Konkurs MUZYCZNE SZALEŃSTWO jest konkursem fotograficznym, więc proszę o przesłanie zdjęc, na których udowodnicie jak świetnie potraficie się bawic przy pomocy instrumentów muzycznych ze swoimi pociechami.

4. Zdjęcia przesyłajcie do 31.10 do godziny 23:59 na adres mailowy: martoosia04@gmail.com z dopiskiem, że wyrażacie zgodę na publikowanie zdjęc przez tomi&tobi na facebooku i blogu.

5. Jeśli nie posiadasz facebooka, dodaj bloga do "obserwowanych" (możesz zrobic jedno i drugie jeśli chcesz).

6. Wklej plakat konkursowy na swojego bloga lub fb.

7. Na sam koniec zostaw komentarz o treści:
nick:
mail:
link do bloga/fb:


Teraz pozostaje Wam już tylko trzymac za siebie mocno kciuki i czekac do 01.11 na ogłoszenie wyników.


P O W O D Z E N I A !

21 października 2013

Targi Happy Baby w Poznaniu

Było to nasze pierwsze spotkanie z tego typu targami, więc nie bardzo oboje z mężem wiedzieliśmy, czego możemy się tam spodziewać.

Pojechaliśmy jednak z ciekawości. Zabraliśmy dzieci i koło godziny 11 byliśmy na miejscu.
Pierwsze co nas przeraziło, to liczba zainteresowanych! Nie kłamali o przeszło trzydziestu tysiącach w zeszłym roku. W tym, mogło być ich znacznie więcej.
Jako matka debiutująca w takich klimatach, nie pomyślałam, że manewrowanie wózkiem na targach z kilkoma setkami ludzi, może być mało przyjemnym doświadczeniem... No nic, nie jedna osoba wpadła pod kółka. Kilka głębszych oddechów co parę kroków i do przodu!
Targi, jak sama nazwa wskazuje zorganizowane z myślą o rodzicach. Bardziej, tych przyszłych, niż obecnych moim zdaniem.
Najwięcej miejsca zajmowały oczywiście różnego rodzaju wózki, foteliki i inne wózkowe akcesoria. Mało mnie to interesowało już, więc ominęłam je, pstrykając jedną fotkę. Może dwie. Prezentowane były tu takie marki wózków jak Quinny, Candy, Peg~Perego czy baby design. Myślałam, że ceny prezentowanych pojazdów będą niemal z kosmosu, ale miłe było moje zaskoczenie, kiedy widziałam wciąż trzy cyfry na etykietkach. Przedstawiciele sklepów mieli pełne ręce roboty, bo niejedna ciężarna zatrzymywała się by podotykać, pojeździć i popytać o atesty.

Tuż obok - studia fotograficzne i szkoły rodzenia. Kolejny nie dla mnie temat. Ja już te punkty zaliczyłam (Alma Matter).
Kilka stanowisk z zabawkami, gdzie można było pobawić się pluszakami, czy porysować kredkami.
Całą sytuację ratowały mini przedszkola i szkółka piłkarska Piotra Reissa. Nasz Bobik bawił się tam w najlepsze! Każdemu dziecku towarzyszył osobisty TRENER, który pilnował bezpieczeństwa naszego malucha. Zajęcia nie miały limitu czasowego i były bezpłatne, więc nasze pociechy mogły się porządnie wyszalec. Za przedszkola uiszczaliśmy niewielką opłatę (5zł). Tu limit czasowy był - 5zł = 1h. Wypełnialiśmy ankietę odnośnie dziecka i mogliśmy sobie iśc. Nasz maluch nawet nie obejrzał się za rodzicami znikającymi za "ogródkiem zabaw.

Jednym słowem - ja oczekiwałam czegoś więcej. Wiem, że na następne takie targi nie pójdę.
Ku naszemu zdziwieniu na tej samej hali odbywały się targi modelarstwa!
Były szczerze mówiąc o wiele ciekawsze, niż targi Happy Baby.
Pełno samochodów, kolejek i samolotów. Czyli wszystko, co uwielbiają mali chłopcy!
A na sam koniec, nasze dziecko zadowolone z minionego i aktywnego dnia, zasnęło w drodze do domu.


Jeszcze raz dziękujemy za możliwośc pójścia na Targi. Kolejne doświadczenie za nami.

18 października 2013

Targi Happy Baby

Już w ten weekend na Międzynarodowych Targach w Poznaniu odbędą się Targi Happy Baby.

W zeszłym roku Targi odwiedziło ponad trzydzieści tysięcy ludzi! Wyobrażacie to sobie?
Będzie tam można zobaczyć, przetestować i kupić m.in. kosmetyki dla dzieci, zabawki i inne akcesoria dla naszych pociech.

WARTO WIĘC SIĘ TAM POJAWIĆ!

Dzięki uprzejmości Hafiji, będzie nam dane to wszystko zobaczyć. Wygraliśmy darmową wejściówkę i już skaczemy z radości! Dziękujemy!

Relację szczegółową oczywiście zdamy!
Któraś jeszcze z Was się wybiera na MTP?

17 października 2013

Trzy różne spojrzenia wystarczyły, bym miała dość dzisiejszego dnia.

Jesień, jak to jesień, niestety nie zawsze jest złota i słoneczna. Trzeba liczyć się z deszczem i chłodem. Taka szaruga właśnie panuje u nas od dwóch dni. I to wystarczyło, by Matka się rozchorowała.
Katar, załzawione oczy, ból mięśni i osłabienie. Wszystko, na co nie może sobie pozwolić kobieta wychowująca dwójkę dzieci.
Ale nie o tym miała być notka.
Jadę sobie dziś w najlepsze do lekarza. W końcu raz na jakiś czas mogę się u niego pojawić i przypomnieć mu jak wyglądam. Na całe szczęście, na zwyczajnych lekach się skończyło. Wapno, witamina C i Rutinoscorbin.
Zaopatrzyłam się w chusteczki higieniczne i mogę wracać do domu - sobie myślę.
Wszystko jednak byłoby "OK", gdyby nie fakt, że wsiadając do tramwaju z dwójką małych dzieci zostałam zlustrowana potrójnie!!! Każdy wzrok mówił co innego.
WZROK NR 1 - POTĘPIENIE: Babeczka około pięćdziesiątki (margines błędu 5 lat w każdą stronę).
Wchodzę sobie do tramwaju (całe szczęście trafił mi się niskopodłogowy, bo wózek to bym chyba na plecach wnosiła, bo pomocnej ręki znikąd! ale nie o to chodzi tym razem.), ustawiam wózek w miejscu do tego przeznaczonym. Mówię do stojącej pani kulturalnie: "Przepraszam" i blokuję kółka. Jak nie rzuciła na mnie gromów z jasnego nieba! Jak ja śmiałam stanąć obok niej i jeszcze stawiać przed nią wózek. Myślicie, że się przesunęła? HAHAHA! Wcale! Nawet o kilka milimetrów, żebym mogła stanąć bardziej stabilnie w trzęsącym się tramwaju. Gdybym mogła, pewnie leżałabym już trupem. A wielkim fochem na twarzy wysiadła pańsia kilka przystanków dalej, prychając pod nosem.



WZROK NR 2 - WSPÓŁCZUCIE: Mamusia koło czterdziestki z (na oko) siedmiolatkiem na kolanach
Nie postałam chwili, a czuję na sobie kolejny wzrok. Oj, jak bardzo mi ta pani współczuła, że mam dwójkę dzieci, oj bardzo! A przecież jestem jeszcze taka młoda (Czy ja wiem... dwadzieścia sześć lat, to nie pierwsza świeżość. Włókna kolagenowe już zanikają, przez co do pierwszych zmarszczek już bliziutko!). Widziałam to w jej oczach. Ona chyba ledwo dawała radę ze swoim synem (choć moim zdaniem był całkowicie grzeczny w tym tramwaju), a widząc mnie z dwójką maluchów...
Tylko, że ja się nie czuję źle. Nie narzekam (no, może czasem na brak czasu dla siebie, ale sądzę, że matki to już tak mają i mieć będą). Nie zamieniłabym ani sekundy z mojego życia od chwili, kiedy pojawiły się w nim dzieci. Od momentu, kiedy zobaczyłam po raz pierwszy na teście dwie kreski, już czułam, że to jest to, czego chcę. MOJE DZIECI. Mój skarb. I pomimo tego, że dni mijają głównie na zaspokajaniu ich potrzeb, to czuję się spełniona. Daję im radość, uczę co dzień czegoś nowego. Kiedy mam to robić, jak nie teraz?
WZROK NR 3 - "JESTEM LEPSZA, MAMUSIU": Dziewczyna dwudziestokilkuletnia, studentka (chyba).
Ubrana całkiem ładnie. Czerwony długi płaszczyk, kozaczki z futerkiem, wzorzyste legginsy, duże okulary i modna w tym sezonie torebka.
Nijak nie pasowała mi guma do żucia, którą owa dziewczyna żuła namiętnie. Buzia nawet się jej nie zamykała przy tym.
Myślała pewnie, że ja za karę z tymi dziećmi jestem. Chyba czuła się lepsza, bo była "wolna". Kiedy tak stałam (całkiem blisko niej) i patrzyłam co jakiś czas na nią, to wcale nie czułam się gorsza. Z każdą kolejną minutą, wręcz czułam się lepiej. Czułam się nawet lepsza. Nie oceniałam po wyglądzie (choć źle nie wyglądałam, ale pewnie i tak nie dość dobrze w oczach tej panienki). Z moimi dziećmi u boku czułam się najlepszą osobą na świecie. Szkoda, że takie młode dziewuszysko nie potrafi docenić piękna rodziny. Wyszumi się, to doceni co jest życiu ważne. Z pewnością.

Na koniec złapał mnie deszcz i mokra wróciłam do domu.
Jak pod górkę, to przez całe życie.

15 października 2013

Mali modele

Modeling i świat mody to bardzo groźny i niebezpieczny świat. Wyzysk, ocenianie na podstawie wyglądu, traktowanie człowieka jak przedmiot na aukcji... Dlaczego więc na siłę wciągamy w niego nasze dzieci?
Siedziałam sobie dziś rano z młodszym i nagle moją uwagę zwrócił rozpoczynający się w telewizji program o małych dziewczynkach, które matki zapisują na konkursy piękności. Występują już nawet kilkumiesięczne maluchy. Za wszelką cenę walczą o nagrodę główną, która przeważnie jest niemałą suma pieniężną.
Zastanawia mnie fakt, dla kogo te dziewczynki tak się poświęcają. Dla siebie i spełnienia swoich marzeń o byciu miss, czy raczej dla niespełnionej w młodości matki?
No bo przecież większość z nich na co dzień nie nosi sztucznej opalenizny, nie doklejają sobie długich po brwi rzęs i nie doczepiają tipsów z finezyjnymi wzorkami.
No bo sami popatrzmy na to zdjęcie i zastanówmy się, co pięknego jest w takiej dziewczynce? Pomińmy fakt dodania efektów przez Photoshop. Sam puder i masa niepotrzebnych specyfików upiększających.
źródło: http://www.smh.com.au

To zdecydowanie nie dla mnie! Nie przekonuje mnie fakt, że zawody uczą ZDROWEJ rywalizacji, że nie zawsze w życiu da się wygrać. Nie raz słyszałam wyzwiska w kierunku koleżanek, płynące z ust małych miss. No i gdzie tu kultura i podstawowe maniery? Te dziewczynki to rozpieszczone potworki, tupiące nogami i wrzeszczące na własnych rodziców. Często zachęcane do kolejnych występów poprzez przekupstwo.
Gdzie tu pasja do zawodów?
Samozadowolenie z tego, co się robi.
Uczenie się na błędach.
Przyjmowanie porażki z pokorą. Wyciąganie wniosków z każdego pokazu.
Zwyczajnie jestem oburzona i uważam, że takie konkursy powinny być zakazane do pewnego wieku. Co najmniej do osiągnięcia pełnoletności (chociaż wiek skończonych osiemnastu lat nie gwarantuje zdroworozsądkowego myślenia!).
A jakie jest Wasze zdanie?
Posłalibyście dzieciaki na takie konkursy z blichtrem?
A może macie jakieś doświadczenie w tym kierunku?
Może wysyłaliście zdjęcia dzieciaków do agencji dla małych modeli?

A tu zdjęcie z wczorajszego wyjścia na spacer. Ale było zabawy w rzucaniu się liśćmi. Tego nam było potrzeba.


11 października 2013

Chrzest Toma - bo problemy muszą być...

Jeszcze chwila, jeszcze trochę i w domu przybędzie jeszcze jeden Aniołek. Jednak by tak się stało, musimy załatwić odpowiednie do tego dokumenty. Niestety nasz Kościół nie bardzo idzie ludziom na rękę. A w zasadzie księża nie bardzo chcą pomagać.
W ogóle nie rozumiem po jakiego grzyba leśnego, aby zostać rodzicem chrzestnym potrzeba zaświadczenie księdza?! Czy nie liczy się to, co dana osoba sobą reprezentuje?
Że dla rodziców jest ona dobrym człowiekiem?
Papierologia w państwie to skandal, ale w Kościele jest jeszcze gorzej.
Obcy człowiek będzie mi narzucał kto może być rodzicem chrzestnym, a kto nie. ABSURD TOTALNY!
Wiem, że to drażliwy dla niektórych temat. Nie chcę niepotrzebnie wbijać kija w mrowisko i strzelać sobie w stopę tą notką, ale niestety, moje zdenerwowanie jest wielkie.
"Niestety, nie należy Pani do tej parafii, więc zaświadczenie nie wystawię." Koniec. Kropka.
No i bieganina od proboszcza do proboszcza. Nie przekonują argumenty, że chrzest był tu, czy tu. Ważne jest co niedzielne uczęszczanie na mszę.
No nic, wyżaliłam się, i czekam na wieści, czy uda się na dziś wieczór wystawić dwa dokumenty poświadczające wiarygodność naszych wybranych chrzestnych.
Chrzest 26.10, a jeszcze się okaże, że zostaniemy bez chrzestnych. Wcale bym się nie zdziwiła...

Szczęście, że ozdoby na tort i kurtka dla Toma przyszła. Uff!

Do tego wszystkiego, chyba zaczął się u nas okres ząbkowania!
U trzymiesięcznego malucha!!!
No i Tom ma dziś dzień pod znakiem: "NA RĄCZKACH MI NAJLEPIEJ, WIĘC MNIE NOŚ!". Dobrze, że jest chusta!!!
Trzymajcie się ciepło i korzystajcie ze słoneczka, bo nie wiadomo jak długo będziemy mogli się nim zachwycać.

10 października 2013

Szczepić czy nie?

Szczepionka to preparat pochodzenia biologicznego, zawierający martwe lub żywe drobnoustroje chorobotwócze. Po podaniu szczepionki organizm reaguje tak, jakby został zakażony drobnoustrojem chorobotwórczym (ale bez objawów choroby): produkuje przeciwciała, które dają odporność. Jeżeli dojdzie do zakażenia drobnoustrojem chorobotwórczym, przeciwko któremu organizm został wcześniej zaszczepiony – specyficzne (swoiste) przeciwciała chronią organizm przed zachorowaniem. Po szczepieniu człowiek rozwija odporność przeciwko chorobom, na które został zaszczepiony.

Szczepienia ochronne wspomagają:
- zdrowy rozwój dziecka,
- oszczędzają mu dodatkowych wizyt u lekarza,
- chronią je przed pobytem w szpitalu,
- rodzicom pozwalają cieszyć się prawidłowym rozwojem ich pociechy,
- oszczędzają rodzicom stresu związanego z opieką nad chorym dzieckiem.

Każda mama na pewno dobrze zna ten obrazek z gabinetu pediatry, ale zamieszczę go.
źródło: http://babyboom.pl


Skąd u mnie zainteresowanie tym tematem?

Otóż właśnie wczoraj moje dziecko (to mniejsze) zostało zaszczepione po raz pierwszy. Tak, dopiero! Po skończeniu trzeciego miesiąca. W zasadzie nie był to nasz czysto świadomy wybór, ponieważ (jak już wspomniałam kilka notek temu - tu, jak i tu) nasz maluch przez MIESIĄC był zwyczajnie przeziębiony. No i szczepienie odkładaliśmy i odkładaliśmy. Czekaliśmy na zdrowie. No i się doczekaliśmy.
W przypadku szczepień Tobika, wszystko szło zgodnie z planem i "kalendarzem szczepień". Będąc teraz w ciąży, dość sporo było afer szczepionkowych. A to jakaś zakażona seria, a to autyzm po któreś dawce szczepionek skojarzonych... Co artykuł, to gorzej! Oj, miałam mętlik. Niemały!
Jak widziałam wczoraj te łzy w oczach mojego malucha, to dziękowałam sama sobie, że ograniczyłam te wkłucia do minimum (na jakie było mnie stać finansowo). I tak dostał dwa zastrzyki (podstawowe 5w1 plus wzw B). Biedaczek malutki krzyczał, aż migdałki widziałam. Szczęście, że mamusine tulenie i buziaki pomogły i po chwili Tom uśmiechał się od ucha do ucha. Że też nie ma łatwiejszego sposobu na uodpornienie takich kruszynek.

A Wy jesteście za szczepieniem sześciotygodniowych kruszynek, czy woleliście poczekać do chociaż skończonych trzech miesięcy? Bo z taką wersją też się spotkałam. Że im później, tym lepiej. Mniejsze obciążenie dla malutkiego organizmu, które i tak przeżywa szok adaptując się do nieznanego sobie środowiska.
Jaką szczepionkę wybraliście dla swoich dzieci?
Jesteście za dodatkowo płatnymi szczepieniami? (rotawirusy/pneumokoki/meningokoki) Ja nie szczepiłam. Szczepić nie będę.

Polecane linki:
~ http://parenting.pl
~ http://szczepienia.pl

7 października 2013

Tata jak zawsze ten gorszy...

Od dawna za mną chodzi taka notka poświęcona tylko tatusiom. Jakoś nie mogłam się za nią zabrać odpowiednio. Nie bardzo wiedziałam z której strony ten temat ugryźć. No i tak sobie leżała notka odłogiem, w zakamarkach głowy.
Trafiłam jednak na blog Mamy Prezesa. Poczytałam o akcji, która teraz ma miejsce, o tym, jak bardzo dyskryminuje się w naszym kraju prawa ojców. Temat mnie zbulwersował, lekko powiem. O szczegółach całego tematu możecie poczytać sobie zarówno na stronie TU.
Mi jednak po głowie chodzi trochę inna myśl. Dlaczego Matki mają większe prawa?
Bo urodziły dane dziecko? Trochę to chore. Ci biedni ojcowie są dyskryminowani w zasadzie już od początku ciąży. Kiedy tego dziecka jeszcze tak na dobrą sprawę nie ma na świecie. Rozumiem, że natura tak nas stworzyła, a nie inaczej, ale dajmy szansę naszym mężczyznom wczuć się w rolę ojca od początku. Tak jak my, kobiety, matkami czujemy się od momentu kiedy na teście zobaczmy dwie różowe kreseczki, tak ojciec (niestety) ma prawo być ojcem dopiero kiedy to dziecko brzuch matczyny opuści. Dlaczego, ja się pytam? Same doprowadzamy do tego, że naszych mężczyzn odsuwamy na bok. Najpierw mamy do nich pretensje, że nie interesują się wyprawką i porodem, a jak przyjdzie co do czego, to wybacz tatusiu, ale poradzę sobie sama z moim dzieckiem. Otóż to TWOJE dziecko, czy tego chcesz czy nie, jest WASZE. I nawet sam Diabeł tego faktu nie zmieni.
Drogie Mamy, powiedzmy sobie szczerze, ile razy z duszą na ramieniu wychodziłyśmy do koleżanki, czy do pracy, i zostawiałyśmy dziecko/dzieci z mężem/partnerem?
Ile razy chciałyśmy sięgnąć po telefon i dzwonić nawet co pięć minut by dowiedzieć się czy przypadkiem ojciec nie utopił naszej pociechy w przysłowiowej łyżce zupy. O ile w ogóle tą zupę podał na obiad.
Zaufajmy naszym mężom. Oni wbrew pozorom równie dobrze opiekują się dziećmi, co my. Prawdą jest że aby wszystkiego się nauczyć potrzebują odrobinę więcej czasu, ale przekłada się to wszystko w niewiarygodną precyzję.
Potwierdzam, że również bałam się pierwszych samotnych chwil mojego męża z dzieckiem. Jak każda matka. Na nasze nieszczęście pierwsze samodzielne spotkanie z synem, mój mąż odbył w szpitalu (a jak wiadomo, mury tego miejsca nie bardzo sprzyjają dogrywaniu się i uczeniu), podczas leczenia intensywnych wymiotów młodego. Nie było to udane podejście, bo stres zjadł obu panów, ale już tydzień później, kiedy mąż pooddychał, swój sprawdzian z ojcostwa zaliczył celująco. Dziś mamy dwóch synów i zostaje z obojgiem bez narzekania. Sprawnie przewija młodego, karmi, zmienia pieluchy, zabawia dziwnymi rozmówkami. Starszak też z tatusiem nie narzeka na nudę. Czasem Bobi twierdzi, że bardziej kocha tatę niż mamę, ale nie mam mu tego za złe.
W końcu „Tata, to pierwszy bohater naszych synów. Tata to pierwsza miłośc naszych córek.”.
Nie odbierajmy tym Bohaterom możliwości opieki nad naszym największym skarbem.
Nie odbierajmy dziecku kompana do zabaw, wzoru do naśladowania.

Tak mnie wzięło na wspominki. I oto kolejne zdjęcia z naszej sesji u pani Joanny. Z Tatą!


6 października 2013

Mówimy NIE! plagiatom.

Co to takiego plagiat? Jak głosi Wikipedia, jest to "skopiowanie cudzej pracy/pomysłu (lub jej części) i przedstawienie pod własnym nazwiskiem. Splagiatowaną pracą może być np. obraz, grafika, fotografia, odkrycie, piosenka, wiersz, wynalazek, praca magisterska, praca doktorska, publikacja naukowa."
Skąd pomysł na taki post?
Włączam się w akcję Makóweczki. Bezwiednie przywłaszczono sobie jej zdjęcia i wykorzystano na jednej ze stron. BEZCZELNOŚĆ MÓWIĘ!
Sama nie chciałabym kiedyś zobaczyc swoich dzieci na kwejku czy demotywatorach, dlatego popieram akcję i podpisuję się pod nią obiema łapkami.

1 października 2013

Bajka bajce nierówna

Bajka - jak głoszą wszelkie słowniki polskie - powinna być krótka i zawierać morał. Czy w dzisiejszych czasach istnieją jeszcze bajki z morałem? Czy nasze dzieci potrafią w ogóle doceniać bajkę?
Dzisiaj, kiedy kanałów w telewizorze jest więcej niż przycisków na pilocie, a my tak naprawdę nie wiemy co mamy oglądać, często zastanawiam się nad jakością tego co oglądamy. Ile razy włączamy jakiś kanał i oglądamy, tylko dlatego, by zabić nudę. Telewizja nie jest już źródłem powszechnej informacji i rozrywką. Jest zwyczajnym przerywnikiem w wykonywanych czynnościach. Codziennością. A nawet kompanem w trakcie posiłków.
Pamiętam czasy swojego dzieciństwa, kiedy to rodzice kazali mi być wykąpaną na godzinę dziewiętnastą, bo obowiązkowo przed spaniem zaliczałam "Dobranockę". Po niej oczywiście marsz do spania. A niedawno czytałam, że czasy świetności tego programu się już skończyły i Telewizja Polska rozważa ściągnięcie go z anteny. Z badań wynikało jasno, że "Dobranockę" oglądają w większości LUDZIE STARSI!
Co jest tego przyczyną?
Chyba nie trudno się domyślić.
Wystarczy kliknąć pilotem i przeskoczyć kilka kanałów i na zawołanie na wielkich, płaskich ekranach pojawiają się programy, gdzie bajki dostępne są nawet przez całą dobę. Nie wypieram się, że nie włączam takich programów swojemu synowi. O, nie. Często ratują mój matczyny tyłek, kiedy młodszy syn woła o uwagę. Lub kiedy to zwyczajnie chcę mieć chwilę ciszy by chociażby napisać nową notkę na blogu. Staram się jednak całkowicie (póki mam władzę nad pilotem!) kontrolować to, co ogląda Bobi. Nie ma nowy o strzelaninach, bajkach z potworami, czy mangami. Ogląda takie bajki, jakie są na jego etapie rozwoju. Uczące czegoś. Chociażby kolorów, kształtów, czy nawet angielskiego czy chińskiego.
Najbardziej mój niepokój rośnie z myślą o jakości puszczanych w telewizji bajek.
Gdzie ten morał w bajkach o robotach?
Gdzie bajki o Tomie & Jerrym?
Wszystkie bajki z moich czasów, zostały brutalnie zastąpione komputerowymi kreskówkami. Niejednokrotnie japońskimi mangami. Strach pomyśleć, co potem siedzi w głowach naszych dzieci po ich obejrzeniu. Nie dziwię się, że niejednokrotnie psychologowie winią bajki za zły rozwój psychologiczny naszych maluchów. Kiedy widzi się bijące się dla zabawy (dla rozrywki ludzi) zwierzaki, dojść można do wniosków, że świat staje na głowie. A potem nasze pociechy na placach zabaw robią sobie niezliczone pola bitwy, biegają z mieczami świetlnymi i strzelają z gigantycznych pistoletów.
Tak, przeszkadza mi to, bo uważam, że są o wiele ambitniejsze zabawki niż broń. Nie mam zamiaru kupować - w najdrobniejszych szczegółach odwzorowanych - maszyn do zabijania.
Jak tu nauczyć dziecko co jest dobre, a co złe, kiedy wszędzie dokoła widzi przemoc i strzelanie? Przecież nie tak rozwiązuje się konflikty.
Martwię się przyszłym edukowaniem moich synów. Nie chcę by oglądali te puste kreskówki. Boję się, że tego jednak nie uniknę. Przecież będą je oglądali ich rówieśnicy. Oni nie będą chcieli być gorsi. W końcu odstawanie od grupy, to coś, czego nie chce żadne dziecko.
Mam mętlik w głowie.
Czekam niestety aż rozwiązanie spłynie na mnie niespodziewanie z nieba. Cicho na to liczę.

A kiedy możemy cieszymy się spacerami w rodzinnym gronie:



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...